BLOG POŚWIĘCONY MUZYCE DOOM METALOWEJ. RECENZJE. HISTORIA. NOWE TRENDY.








Szanowni Czytelnicy

Riders of Endtime poświęcony jest muzyce doom metalowej, ale postrzeganej raczej przez wymiar jej współczesnych, ekstremalnych gatunków. Blogi wyrażają preferencje, opinie i poglądy ich autorów. Dlatego też nie ukrywam, że dobór treści jest subiektywny, a może i tendencyjny. Ze względu na muzyczne zainteresowania, będę ciążył w kierunku nieco bardziej "abrazyjnych" podgatunków pozbawionego nadziei (ale nie beznadziejnego) metalu. Wczesny death/doom, muzyczna ekstrema drone/doom oraz koktajl zagłady z błotem, głównie z okolic Nowego Orleanu to tematyka kluczowa dla bloga.

Skupiam się głównie na recenzjach, staram się w kilku słowach przekonać do lub odradzić zapoznanie się z wybranym wydawnictwem. Poprzez odkrywanie, publikowanie, zachęcanie staram się przekonać, że doom metalu warto słuchać. Że mimo ograniczonego zasięgu i grona słuchaczy, warto odnaleźć w tym gatunku mrocznej sztuki czegoś dla siebie.


Krzysztof Koper, urai






środa, 29 września 2010

Indesinence - Noctambulism


(CD, Goat of Mendes, 2006)

Wszyscy zapewne wiedzą, że w Londynie od Wielkiego Pożaru 344 lat temu za dużo na tamtejszej scenie doomowej się nie dzieje. Nic, oprócz pojawienia się kilka wiosen temu niemałego objawienia, Indesinence i ich rewelacyjnej demówki Esctatic Lethargy. Jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się w sieci dziesiątki zrzynanych jedna od drugiej recenzji wielbiących renesans archaicznego, brutalnego death/doom’u. Zgodnym chórem metalowa brać pochwaliła profesjonalizm debiutu, zarówno od strony artystycznej, jak i technicznej.

W roku 2006 dzienne ujrzała EPka zawierająca podrasowane demo, cover legendarnego Garlands od Cocteau Twins i jeden nowy utwór, Neptunian, tytułowy zresztą. Wydawnictwo to posłużyło za przystawkę przed daniem głównym, zapowiadanym pełnopłytowym debiutem, jako że fakt współpracy Indesinence z wytwórnią z kozłem w herbie krążył już od jakiegoś czasu w eterze.

No i stało się – 4 września, w rocznicę pamiętnego wtorku 1666 roku, gdy żywioł strawił największą część stolicy Stuartowskiego imperium, ogień znów wymknął się spod kontroli. Lecz tym razem zapłonął w sercach i umysłach wyznawców Mrocznej Sztuki, przy okazji poważnie uszkadzając fundamenty gmachu współczesnego rozumienia ewolucji doom metalu, lub przynajmniej jego bardziej ekstremalnych odmian.

Na wspomnienie o Noctambulism w głowie rysują się pejzaże wielobarwnych, wielopoziomowych kompozycji, głębokich jak otchłanie Tartaru. Przemarsz armii złowrogich riffów, dowodzonych konsekwentnym rytmem perkusji i niskim, przeciąganym w charczenie growlem. Pogrzeb całego świata, długa pieśń żałobna za utraconym rajem... Może nawet nieco za długa. A na koniec, czyżby iskierka nadziei? Wymowna cisza i ćwierkanie wróbli.

Mimo wszystkich tych pochówkowych zapędów, nie brakuje tu płomiennej żywiołowości, energii co rusz rozsadzającej skorupę nieziemskiej rozpaczy. Nawiązania do deathmetalowej klasyki, psychodelicznie pulsujące, blackowe akordy w oddali, okazyjne zmiany wokalizy. Bo tylko w ten sposób panowie z Indesinence mogli zrealizować swoje credo – staranie o to, by ich muzyczne uderzenie było najmroczniejsze, najcięższe, najbardziej intensywne i bezkompromisowe. Bez przyczyn, bez wyjaśniania, po prostu ciemność dla ciemności.


Lista utworów:

1. Oniric Conspiracy
2. Dusk Towering Forth
3. Inertia
4. Lull
5. Flooding (In Red)
6. Ignis Fatuus
7. Vernal Trance

Długość: 71:21

Ocena: 9/10


1 komentarz: