BLOG POŚWIĘCONY MUZYCE DOOM METALOWEJ. RECENZJE. HISTORIA. NOWE TRENDY.








Szanowni Czytelnicy

Riders of Endtime poświęcony jest muzyce doom metalowej, ale postrzeganej raczej przez wymiar jej współczesnych, ekstremalnych gatunków. Blogi wyrażają preferencje, opinie i poglądy ich autorów. Dlatego też nie ukrywam, że dobór treści jest subiektywny, a może i tendencyjny. Ze względu na muzyczne zainteresowania, będę ciążył w kierunku nieco bardziej "abrazyjnych" podgatunków pozbawionego nadziei (ale nie beznadziejnego) metalu. Wczesny death/doom, muzyczna ekstrema drone/doom oraz koktajl zagłady z błotem, głównie z okolic Nowego Orleanu to tematyka kluczowa dla bloga.

Skupiam się głównie na recenzjach, staram się w kilku słowach przekonać do lub odradzić zapoznanie się z wybranym wydawnictwem. Poprzez odkrywanie, publikowanie, zachęcanie staram się przekonać, że doom metalu warto słuchać. Że mimo ograniczonego zasięgu i grona słuchaczy, warto odnaleźć w tym gatunku mrocznej sztuki czegoś dla siebie.


Krzysztof Koper, urai






środa, 22 lutego 2012

Cianide - A Descent Into Hell


(CD, Red Light Records, 1994)

Według współczesnego filozofa Dennisa Duttona, który sformułował siedem uniwersalnych wyróżników ludzkiej estetyki, muzyka to jedna z wyjatkowych przykładów sztuk, które nie zawsze symulują doświadczenia rzeczywistości. Muzyka nie imituje, muzyka tworzy. Maluje dźwiękowe krajobrazy i zapełnia je życiem. Albo strachem, ciemnością i śmiercią. A w obliczu zmasowanego ataku abysalnych wątków tylko wyobraźnia jest naszym sprzymierzeńcem, pomagając w niewielkim choćby uchwyceniu ich sensu.

W muzyce Cianide tego sensu musimy poszukiwać wśród oddechu śmierci i ognia piekielnego, wśród upiornych pejzaży, zasnutych toksyczną mgłą złowieszczych kształtów i posępnego półmroku. Deathmetalowa legenda Chicago w początkach swojej twórczości wykazała duże zainteresowanie implementacją ciężkich i powolnych motywów do granej przez siebie muzyki - już na przełomie lat dziewięćdziesiątych (powstali w 1988). Cianide jako forpoczta death/doom, obok Winter, diSEMBOWELMENT i Paradise Lost?

Dlaczego nie… O świetnym Eulogy z jakże znajomą brzmiącą solówką, walcowatym Darkness czy epickim Mountains in Thunder nie powiemy inaczej niż „rasowy, oldschoolowy d/d”. Choć miejscami, jak w Death Dealer, jest dość skocznie, nawet zachacza to o grind. No ale w końcu to także znak firmowy dI... Przejście od „wolnego death metalu” do d/d miało charakter ewolucyjny, dlatego płyt pierwszych przedstawicieli gatunku nie możemy jednoznacznie klasyfikować w jego obrębie.

Descent Into Hell trafia w idealny punkt czasowy pomiędzy niedosytem a przesytem - to profesjonalne podejście do zamykania albumu, którego wielu artystom niestety brakuje. Produkcja niezła, choć wyraźnie podkreślono niskie tony – buczące gitary, dudniąca perkusja, głęboki growl to cechy charakterystyczne całego nagrania – „organic feel”, można by powiedzieć. Słucha się tego bardzo dobrze za każdym razem, nie odczuwając przewidywalności i schematyczności. Płytę poleciłbym nie tylko wyznawcom d/d, ale każdemu fanowi i fance muzyki metalowej.


Lista utworów:

1. Gates of Slumber
2. Eulogy
3. The Undead March
4. The Luciferian Twilight
5. Beyond the Fallen Horizon
6. Darkness
7. Death Dealer
8. Mountains in Thunder
9. Scourging at the Pillar

Długość: 45:05

Ocena: 8/10


1 komentarz:

  1. Ciekawy blog i fajne wpisy. Jeżeli jesteś gitarzystą i interesujesz się metalem lat 80, to zapraszam na swojego bloga:

    http://metal-guitar-fan.blogspot.com/

    Znajdziesz tam wiele porad dot. gry na gitarze, recenzje gitar i zespołów, ciekawostki o muzyce rockowej i metalowej i wiele więcej.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń