czwartek, 11 marca 2010
Forgotten Tombs - Songs To Leave
(CD, Selbstmord Services, 2002)
Recenzowanie słabych płyt uważam za stratę czasu. Jedyną korzyścią płynącą z takiego działania jest możliwość uruchomienia całego dosępnego arsenału nieparlamentarnych stwierdzeń, układających się w okrutną litanię miażdżącej krytyki. Nieco inaczej wygląda kwestia „średniaków”. Ich przeciętność skutecznie kamufluje je w tłumie im podobnych, a jeżeli trafią już pod nóż recenzenta, cała operacja sprowadza się do wypisania szeregu odkrytych zalet i wad i niezbyt entuzjastycznego podsumowania. Dlatego zawsze z niekłamaną chęcią i chorym uśmiechem na ustach przystępuję do odkrywania przed szanownymi czytelnikami tajemnic wydawnictw, które uznaję za godne wysłuchania. Dzielę takowe na trzy kategorie: płyty, które wstrząsnęły światem, lub choćby jego fragmentem, absolutne wyznaczniki gatunku; kolejna klasa to płyty, którym być może zabrakło iskry geniuszu, ale które bronią się same, będąc w dużym stopniu odzwierciedleniem opisywanych ideałów; oraz te, które są po prostu świetnie napisane i wykonane, kreując dla słuchacza wartość dodaną w postaci garści ciekawych pomysłów.
Biorąc pod lupę black/doom metalową hybrydę, zwaną niekiedy dark metalem, od nazwy pierwszej płyty niemieckiego Bethlehem, to o ile ten właśnie krążek zaliczyłbym bez wahania do tej pierwszej kategorii, o tyle Songs to Leave Włochów z Forgotten Tomb plasuje się w klasyfikacji tuż poniżej, chwalebnie reprezentując nurt nihilistyczno-depresyjno-mizantropijnej muzyki.
A dlaczego tak? Ponieważ to co słyszymy jest prawdziwe, naturalne, sugestywne i jakże namacalne. Czujemy ból i cierpienie, wykrzywiamy twarz za każdym ohydnym skrzekiem wokalisty, każde szarpnięcie struny jest jak przekręcenie wbitego w ciało śrubokręta. Odruchowo chwytamy się płynących melodii, próbując uśmierzyć mękę, ale to tylko jakoby morfina dla umierającego. Jeśli mieliście okazję wysłuchać kultowej Death-Pierce Me Silencera, jesteście sobie w stanie to wyobrazić. Chory festiwal na pograniczu szaleństwa, czarna sztuka dla samobójców.
Duża różnorodność, poczynając od ciężkiego i wolnego Entombed by Winter, z wulgarnie przesterowanymi wokalami a la Burzum; młócącego eter Steal My Corpse czy długaśnego, epickiego Disheartenment, w którym jednoczą się motywy melodyczne z pozostałych utworów. I mimo, że na początek płyta uderza swoją dysharmoniczną estetyką, po czterdziestu siedmiu minutach odczuwa się niepokój i żal, że to już koniec. Ponownie naciska się przycisk odtwarzania, a później znowu, i znowu… to wciąga, uzależnia jak heroina, nie daje o sobie zapomnieć.
Udręczeni szarą rzeczywistością słuchacze, proponuję wam cios miłosierdzia w postaci Songs to Leave, katujcie się w domu, w parku i ocierajcie w tramwaju, mąćcie swój spokój ducha notorycznie i nieubłaganie. Będzie super, jeśli znajdziecie reedycję Adipocere Records z 2005 roku – dostaniecie digipak z ciekawszą okładką i krążek z bonusowym kawałkiem.
Lista utworów:
1. Entombed by Winter
2. Solitude Ways
3. Steal My Corpse
4. No Way Out
5. Disheartenment
Długość: 47:36
Ocena: 9/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
dobra robota z tym blogiem, temat niszowy, więc pewnie niewielu tu będzie wpadać, ale dla tej garstki na pewno warto ;)
OdpowiedzUsuń