BLOG POŚWIĘCONY MUZYCE DOOM METALOWEJ. RECENZJE. HISTORIA. NOWE TRENDY.








Szanowni Czytelnicy

Riders of Endtime poświęcony jest muzyce doom metalowej, ale postrzeganej raczej przez wymiar jej współczesnych, ekstremalnych gatunków. Blogi wyrażają preferencje, opinie i poglądy ich autorów. Dlatego też nie ukrywam, że dobór treści jest subiektywny, a może i tendencyjny. Ze względu na muzyczne zainteresowania, będę ciążył w kierunku nieco bardziej "abrazyjnych" podgatunków pozbawionego nadziei (ale nie beznadziejnego) metalu. Wczesny death/doom, muzyczna ekstrema drone/doom oraz koktajl zagłady z błotem, głównie z okolic Nowego Orleanu to tematyka kluczowa dla bloga.

Skupiam się głównie na recenzjach, staram się w kilku słowach przekonać do lub odradzić zapoznanie się z wybranym wydawnictwem. Poprzez odkrywanie, publikowanie, zachęcanie staram się przekonać, że doom metalu warto słuchać. Że mimo ograniczonego zasięgu i grona słuchaczy, warto odnaleźć w tym gatunku mrocznej sztuki czegoś dla siebie.


Krzysztof Koper, urai






niedziela, 16 maja 2010

Castle - Castle


(CD, Malodorous Mangled Innards 1994)

Demostracyjna Pogoń za Jednorożcem (Chasing Unicorns) umiejscowiła holendrów z Castle w mrocznym pochodzie hybrydy death/doom początku lat dziewięćdziesiątych. Longplej, nazwany po prostu Castle, postawił ich w pierwszym szeregu owego pochodu, obok ówczesnych tuzów gatunku, jak The Gathering czy Anathema. Typowa grupa UAZ – Utalentowani, Ale Zapomniani.

“Watching at my Empire, borders seem without end
Greed is burning like a fire, I weep but I don't understand...”


Ich grania nie da się natomiast zapomnieć, jeśli się już usłyszało kilka taktów. Niezdobyta twierdza gitarowej doskonałości stojąca w baśniowej, syntezatorowej krainie. Fikcja, efemeryda, ale przemyślana, niczym klasyki Andersena czy Braci Grimm. Po prostu nie rozpada się na poziomie założeń, jest spójna i konsekwentna. I tu znowu metafora zamkowa – jej solidne mury przetrwają wieki. Potrzeba by wielu trebuszów na skruszenie tej opoki, ale już teraz ich nie produkują. Teraz jest albo za ładnie i pięknie, albo wszystko ucieka w death metal. Castle natomiast ustala pewien wzorzec, wysoki standard muzyki d/d. Harmonia piękna i zła, niebiańskiego zachwytu i epickiej rozpaczy. Typowość, ale bynajmniej nie o pejoratywnym wydźwięku.

“I did shape my wall
Wrote my youth on a scroll
Gods don't care after all”

Obok łyżki miodu, łyżka dziegciu. Miejscami wokalista słabo pracuje, jak reklamowy królik z wyczerpanymi bateriami. Ale przynajmniej w tych słabszych momentach „nie przeszkadza” gęstemu strumieniowi meandrujących melodii. W Travelling to po prostu istne szaleństwo abstrakcji i celowej dysharmonii. To duch i esencja, mięso i wino zamiast chleba i wody.

“Watching the screaming seas... of Eternity
I decide to become God, Alter Reality”


O tym śpiewali, o absolucie, o rzeczach ostatecznych,choć również, jak w tytułowym utworze, śmiało zaczerpnęli z fantastyki. Dużo nie zostało dopowiedziane, a krążek Castle był niestety łabędzim zaśpiewem grupy z Maastricht.

“The game is nothing; the playing of it is everything...”


Lista utworów:

1. The 7th Empire
2. The Emperor’s Children
3. Alter Reality
4. Exposed
5. Travelling
6. Castle
7. Bridge of Snow

Długość: 48:11

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz