BLOG POŚWIĘCONY MUZYCE DOOM METALOWEJ. RECENZJE. HISTORIA. NOWE TRENDY.








Szanowni Czytelnicy

Riders of Endtime poświęcony jest muzyce doom metalowej, ale postrzeganej raczej przez wymiar jej współczesnych, ekstremalnych gatunków. Blogi wyrażają preferencje, opinie i poglądy ich autorów. Dlatego też nie ukrywam, że dobór treści jest subiektywny, a może i tendencyjny. Ze względu na muzyczne zainteresowania, będę ciążył w kierunku nieco bardziej "abrazyjnych" podgatunków pozbawionego nadziei (ale nie beznadziejnego) metalu. Wczesny death/doom, muzyczna ekstrema drone/doom oraz koktajl zagłady z błotem, głównie z okolic Nowego Orleanu to tematyka kluczowa dla bloga.

Skupiam się głównie na recenzjach, staram się w kilku słowach przekonać do lub odradzić zapoznanie się z wybranym wydawnictwem. Poprzez odkrywanie, publikowanie, zachęcanie staram się przekonać, że doom metalu warto słuchać. Że mimo ograniczonego zasięgu i grona słuchaczy, warto odnaleźć w tym gatunku mrocznej sztuki czegoś dla siebie.


Krzysztof Koper, urai






poniedziałek, 18 stycznia 2010

Deadbird – The Head And The Heart


(CD, CodeBreaker, 2005)

Chmury leniwie przesuwają się po nieboskłonie, wiatr miarowo buja koronami drzew, słońce wznosi się coraz wyżej, cienie wtórują mu tańcem i leniwym pełzaniem po ziemi, a muzyka Deadbird płynie, ciągle płynie. Organiczne struktury, nieprzewidywalne motywy tworzą się i znikają, nisko nastrojone gitary tłumią nieuczesane melodie, same ginąc pod naporem masywnej perkusji. Odległe, żyjące własnym życiem brzmienie, czasem przypatruje się nam uważnie, czasem ucieka gdzieś w popłochu, później przystaje, aby odzyskać utracone siły. Ma agresywny głos Chucka Schaffa, ex-basisty Rwake, choć potrafi też inaczej – pomocniczo na wokalu udziela się cały Deadbird.

Kompozycyjnie są rozbudowane, wielopoziomowe, trudno rozpoznawalne nawet po kilkukrotnym przesłuchaniu – sam Chuck stwierdził w jednym z wywiadów, że większość utworów ma swój początek w improwizacjach. Brak schematów zwrotkowo-refrenowych, liryki będące jednym ciągiem, bez podziału na wersy, a jeśli mocno się wsłuchać, nawet nie chce się wyczuwać, kiedy nastąpiła zmiana kawałka.

Sludge/doom, najprawdziwszy z prawdziwych, surowy, ciężki i bezkompromisowy, przesiąknięty plugawym, południowym brzmieniem. Ale jednocześnie uciekający wyraźnie w stronę post-metalu, bardzo zbieżny z twórczością Pelican czy Isis. Gdyby z paru kawałków wyciąć wokale, mogłyby spokojnie trafić na Australasia (Eclipse of the Rye to już po prostu kalka), a za perkusją jakbym słyszał Larry’ego Herwega. Do tego szczypta stonera, umiejętności techniczne, których nie sposób odmówić, i mamy dobrą płytę, której walory doceni każdy, kto poświęci jej nieco czasu.

Lista utworów:

1. Sadness Distilled
2. Rorschach Sky
3. Mount Zero (Is Burning)
4. 1332
5. Illuminate the Decay
6. Eclipse of the Rye
7. See You In the Hot Country
8. The Head and the Heart

Długość: 47:42

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz