BLOG POŚWIĘCONY MUZYCE DOOM METALOWEJ. RECENZJE. HISTORIA. NOWE TRENDY.








Szanowni Czytelnicy

Riders of Endtime poświęcony jest muzyce doom metalowej, ale postrzeganej raczej przez wymiar jej współczesnych, ekstremalnych gatunków. Blogi wyrażają preferencje, opinie i poglądy ich autorów. Dlatego też nie ukrywam, że dobór treści jest subiektywny, a może i tendencyjny. Ze względu na muzyczne zainteresowania, będę ciążył w kierunku nieco bardziej "abrazyjnych" podgatunków pozbawionego nadziei (ale nie beznadziejnego) metalu. Wczesny death/doom, muzyczna ekstrema drone/doom oraz koktajl zagłady z błotem, głównie z okolic Nowego Orleanu to tematyka kluczowa dla bloga.

Skupiam się głównie na recenzjach, staram się w kilku słowach przekonać do lub odradzić zapoznanie się z wybranym wydawnictwem. Poprzez odkrywanie, publikowanie, zachęcanie staram się przekonać, że doom metalu warto słuchać. Że mimo ograniczonego zasięgu i grona słuchaczy, warto odnaleźć w tym gatunku mrocznej sztuki czegoś dla siebie.


Krzysztof Koper, urai






poniedziałek, 4 stycznia 2010

Lake of Tears - Headstones


(CD, Black Mark Production 1995)

Rok po śmierci Quorthona jego wytwórnia wypluła kolejny plugawy wyziew piekielny, lśniący jak oko Belzebuba krążek pełen nordyckiej ekstremy. Ale zaraz… problem w tym, że nie żadnej ekstremy, tylko wpadającej w ucho fuzji klasycznego doom metalu i gotyckiego rocka.

Headstones to niewątpliwie popis wokalisty i lidera grupy, Daniela Brennare. Przekaz śpiewany wysunięty jest przed orkiestrę, zaskakując różnorodnością. A jest on niby kalejdoskop wytwarzający u słuchacza silne deja vu. Otwierający A Foreign Road zabiera nas kilka lat w przeszłość, do znakomitego Wherever I May Roam i stylu Jamesa Hetfielda, będąc lirycznie jego doom metalowym odpowiednikiem. Oczami wyobraźni widzimy kolorowe szkiełka przesypujące się między zwierciadłami, tym razem układające się w glos Nicka Holmesa z ery Icon. Przy kolejnych obrotach optycznej zabawki ujawnia nam się również krajan wykonawcy, Johan Edlund. Zbieżność ta jest szersza niż sam styl wokalny, muzyka grana przez Lake of Tears ciąży bowiem w stronę mocniejszego gotyckiego rocka połowy lat 90-tych spod znaku Paradise Lost, Tiamat, a może nawet nieco późniejszych płyt Therion.

Jednak czar pryska w momencie gdy słuchacz dochodzi do wniosku, że szerokość spektrum nie przekłada się na kompleksową jakość krążka. Płyta zagrana nierówno, dobre i ciekawe fragmenty kiczowato kontrastują z daremnymi niekiedy wstępami „atmosferycznymi”, jak w zapychaczu Life’s But a Dream czy niezrozumiałymi jak punktualność dla PKP solówkami i przygrywkami. Być może jest to wina czystej, zbyt poukładanej produkcji, dającej nieciekawe wrażenie braku artystycznej i jakże mile widzianej improwizacji, nawet w wymiarze minimalnym.

Mimo kilku potknięć wynikających najwyraźniej z nadgorliwości, Headstones to jednak godna polecenia propozycja z gatunku raczej lekkich i raczej przyjemnych, taki rockowo-metalowy easy listening. Używając języka piłkarskiego - grali dobrze. No i nagrali. A słuchaczom powinno się podobać.

Lista utworów:

1. A Foreign Road
2. Raven Land
3. Dreamdemons
4. Sweeteater
5. Life’s But a Dream
6. Headstones
7. Twilight
8. Burn Fire Burn
9. The Path of the Gods (Upon The Highest Mountain, part 2)

Długość: 48:23

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz