BLOG POŚWIĘCONY MUZYCE DOOM METALOWEJ. RECENZJE. HISTORIA. NOWE TRENDY.








Szanowni Czytelnicy

Riders of Endtime poświęcony jest muzyce doom metalowej, ale postrzeganej raczej przez wymiar jej współczesnych, ekstremalnych gatunków. Blogi wyrażają preferencje, opinie i poglądy ich autorów. Dlatego też nie ukrywam, że dobór treści jest subiektywny, a może i tendencyjny. Ze względu na muzyczne zainteresowania, będę ciążył w kierunku nieco bardziej "abrazyjnych" podgatunków pozbawionego nadziei (ale nie beznadziejnego) metalu. Wczesny death/doom, muzyczna ekstrema drone/doom oraz koktajl zagłady z błotem, głównie z okolic Nowego Orleanu to tematyka kluczowa dla bloga.

Skupiam się głównie na recenzjach, staram się w kilku słowach przekonać do lub odradzić zapoznanie się z wybranym wydawnictwem. Poprzez odkrywanie, publikowanie, zachęcanie staram się przekonać, że doom metalu warto słuchać. Że mimo ograniczonego zasięgu i grona słuchaczy, warto odnaleźć w tym gatunku mrocznej sztuki czegoś dla siebie.


Krzysztof Koper, urai






środa, 3 lutego 2010

Bethlehem - Dark Metal


(CD, Adipocere Records 1994)

Kapitulacja. Zejście z drogi właściwej żywym. Rezygnacja z miarowego oddechu. Ostatni blask gasnącej świecy. Nieme przesunięcie do cienia. Zakręcenie kurka z siłami witalnymi. Oparcie się o lustro i zaskakujący upadek na drugą stronę. Blady świt na pustkowiach niebytu. Dawno temu odjechał ostatni pociąg ze stacji „kontynuacja”…

Dławiący żal, nienasycona ambicja wieczności, uległość wobec odwiecznych zasad. Wymuszony krzyk rozpaczy, echo przebrzmiałej niewinności, rozwiązanie zagadki ułożonej przez swawolny, niezagrożony do tej pory kolektyw nieświadomości. A jasny punkt oddala się coraz bardziej, jest już ledwie widoczny…

Bariera namacalności już została przekroczona, w dym przeistacza się psyche i soma, rozsypuje się piaskowy zamek dokonań, zacierają się wszelkie ślady niedawnej obecności. Fakt teraźniejszej i przyszłej absencji pod błękitnym niebem wyrzeźbiony zostaje na marmurowej tablicy. A jezioro życia już dawno zamarzło…

Tuż przedtem, upadek sztucznej moralności, zwierzęcy strach szczerzący zęby na przechodniów, iskry bezczelnej nadziei sypiące się na chodnik. Ale cóż z tego, w oddali słychać już pogłos orkiestry z wielką pompą rozpoczynającej grande finale. Sidła odwiecznego myśliwego zaciskają się coraz mocniej, a krwawy żniwiarz ostrzy lśniącą szafirem kosę.

Nagle wszystko się uspokaja, pstrokate tęcze chaotycznych migawek gasną w obliczu oczyszczającego światła prawdy, cichną denerwujące szumy i trzaski codziennych pojedynków z banalną rzeczywistością. Przychodzi nagłe wzruszenie, niedowierzanie, że zawsze mogło być tak pięknie i wspaniale, że ostateczna i przerażająca decyzja nigdy nie niosła za sobą negatywnych konsekwencji…

Początek i koniec w jednym miejscu, radość i smutek w jednym czasie, „tak” i „nie” podające sobie dłoń w przyjaznym geście szczerej zgody. Perfekcyjna harmonia nicości, tak autentycznie wyczekiwany spokój, ciche złożenie głowy na miękkiej poduszce wieczności.

Przesłanie Mrocznego Metalu staje się dla nas jasne dopiero wtedy, gdy uzmysłowimy sobie, że koniec może być już bardzo blisko. Ale czy taka wiedza da nam satysfakcję? Czy poczujemy ulgę po odkryciu wszystkich kart?

Nieważne, tu nie chodzi o precyzyjne wbicie igły w oś czasu, liczy się tylko oszałamiający spektakl ludzkich emocji. Arena, na której ścierają się sprzeczne, często niezrozumiałe siły rozrywające kruchą materię życia. Zupełnie tak, jak pokazał to nam kilkanaście lat temu Bethlehem.

Z dedykacją dla M.

Lista utworów:

1. The Eleventh Commandment
2. Apocalyptic Dance
3. Second Coming
4. Vargtimmen
5. 3rd Nocturnal Prayer
6. Funereal Owlblood
7. Veiled Irreligion
8. Gepriesen Sie Der Untergang
9. Supplementary Exegesis
10. Wintermute

Długość: 69:28

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz