piątek, 12 lutego 2010
Confessor - Unraveled
(CD, Season of Mist, 2005)
Kiedyś zastanawiałem się, dlaczego Nick Holmes na tylnej okładce Lost Paradise ubrany jest w t-shirta z dość charakterystycznym logo amerykańskich eksperymentatorów – Confessor, wtedy jeszcze podziemniaków z trzema demówkami na koncie. Przesłuchałem więc ich pierwszy album, Condemned datowany na 1991 rok. Straszny wykręt, trzeba przynać, ale z pewnością ciekawy. Po jego wydaniu spowiednicy ucichli na kilkanaście lat, aż tu nagle, poprzedzony epką i singlem, w roku 2005 ukazał się drugi ich opus, Unraveled. Opus magnum, co warto zaznaczyć.
Świetnie się tego słucha, choć naprawdę nie umiem powiedzieć, do czego to podobne… być może do Watchtower, pionierów metalowej progresywy sprzed dwudziestu lat. Generalnie, to takie tradowe bujanie a la Trouble w asymetrycznych tempach, taki szalony wynalazek zdziwaczałego naukowca, zbudowany z części od pralki, trabanta i tostera do kawy. Przypuszczam, że chłopaki z Confessora znaleźli zapis nutowy w leju po meteorycie i po lekkim dostosowaniu do ziemskiego instrumentarium, nagrali i puścili w świat. Albo w ramach relaksu puszczali sobie ulubione nagrania od tyłu, aż spłynęły na nich fale zwariowanego natchnienia.
Charakterystyczny, wysoki ton wokalu Scotta Jeffreysa nie wszystkim przypadnie do gustu, ale pomaga zatrzymać rwący strumień riffów w ryzach. Korzystając z zamieszania, perkusista wyczynia takie sztuczki na swoim zestawie garnków i pokrywek, o jakich się fizjonomom do tej pory nie śniło. Nie mówiąc już o basie, stanowiącym doskonałe uzupełnienie sekcji rytmicznej. Warto zainwestować w dobry sprzęt grający, żeby usłyszeć wszystkie niesamowite przejścia, poczuć wszystkie smaczki tego znakomitego deserku dla zakochanych w melancholii i klasycznych zagrywkach z odrobiną niesamowitości.
Wpuszczeni w zawiłą muzyczną pułapkę zastawioną przez Confessora, będziemy się wić i gryźć niewidzialne sidła melodyjnych pasaży, wdychając opary słodkiego nektaru zasłyszanych już być może motywów, ale w zupełnie egzotycznych aranżacjach. Oto rzecz dla znudzonych przewidywalnością i schematycznością, taki dodatkowy kolorek do tęczy, o którym nikt do tej pory nie wiedział. Ale w zasadzie pasuje do każdej okazji, a szczególnie do braku okazji, bo wtedy odsłuchanie Unraveled od początku do końca samo może się stać wydarzeniem wyjątkowym, takim bardzo interesującym punktem każdego dnia. Zachęcam więc wszystkich do zrywania owoców także z tego drzewa, z którego podobno nie wolno.
Lista utworów:
1. Cross the Bar
2. Until Tomorrow
3. Wigstand
4. Blueprint Soul
5. The Downside
6. Sour Times
7. Hibernation
8. Strata of Fear
9. (hidden track)
Długość: 46:49
Ocena: 9/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz