BLOG POŚWIĘCONY MUZYCE DOOM METALOWEJ. RECENZJE. HISTORIA. NOWE TRENDY.








Szanowni Czytelnicy

Riders of Endtime poświęcony jest muzyce doom metalowej, ale postrzeganej raczej przez wymiar jej współczesnych, ekstremalnych gatunków. Blogi wyrażają preferencje, opinie i poglądy ich autorów. Dlatego też nie ukrywam, że dobór treści jest subiektywny, a może i tendencyjny. Ze względu na muzyczne zainteresowania, będę ciążył w kierunku nieco bardziej "abrazyjnych" podgatunków pozbawionego nadziei (ale nie beznadziejnego) metalu. Wczesny death/doom, muzyczna ekstrema drone/doom oraz koktajl zagłady z błotem, głównie z okolic Nowego Orleanu to tematyka kluczowa dla bloga.

Skupiam się głównie na recenzjach, staram się w kilku słowach przekonać do lub odradzić zapoznanie się z wybranym wydawnictwem. Poprzez odkrywanie, publikowanie, zachęcanie staram się przekonać, że doom metalu warto słuchać. Że mimo ograniczonego zasięgu i grona słuchaczy, warto odnaleźć w tym gatunku mrocznej sztuki czegoś dla siebie.


Krzysztof Koper, urai






piątek, 19 lutego 2010

Cemetery of Scream – Frozen Images


(CD, Metal Mind Productions, 2009)

Krakowski ensemble dużo uwagi poświęca temu, aby się słuchaczom nie znudzić. Weterani polskiej sceny przemierzyli w ciągu 17 lat wspólnego grania szeroki pas graniczny oddzielający posępne dominium doom metalu i tajmnicze gotyckie królestwo, przy kolejnych albumach zbliżając się do jednej z ich stolic, ale nie pozbywając się wpływów drugiej z nich.

Na najnowszym krążku po części widać kontynuację idei zaprezentowanych na ostatnim albumie (okładki są w podobnym stylu nawet). Gotycko-orientalne wątki wplecione w raczej standardowe rytmy i czysto brzmiące gitary, meandrujące od czasu do czasu wokół osi głównej melodii. Nowością są natomiast ostrzejsze numery, jak Cat’s Grin czy A Million As One, najwyraźniej próby lekkiego zredefiniowania dorobku.

Z punktu widzenia ewolucji twórczości CoS, nastąpiła istotna zmiana na wokalach. Olaf Różański dość potężnym głosem dodaje muzyce nieco bardziej epickiego brzmienia. Pojawia się tu również wiele innych głosów, męskich i żeńskich, także growlujących. Gdyby tylko nie ten słaby angielski akcent… co niestety zbyt często jest bolączką rodzimych śpiewaków. Ale nie doradzam przejścia na polski, bo mimo wszystko sporo jest kapel wykonujących liryki w jakże pięknym języku Mickiewicza czy Reymonta.

Mam też podobną uwagę jak przy poprzednim krążku grupy, The Event Horizon. Jest na Frozen Images kilka znakomitych, podkreślam, znakomitych kompozycji, jak lekki, rockowy Prince of the City’s Lights, instrumentalny Ritual Fire Dance czy nieco szorstki, niczym czesany pod włos kicek, wspomniany już Cat’s Grin. Ale sporo jest też zapychaczy. A może kawałków, których zupełnie nie trawię, a moja opinia spowodowana jest po prostu niezwykle dużą różnorodnością utworów? Night in White Satin jako covera romantycznej ballady sprzed wielu lat nie oceniam. Chyba że pod kątem wykonania, które jest całkiem poprawne.

Jak cała płyta zresztą. Solidne granie, czysta produkcja, dobra znajomość rzemiosła. Ale nie mogę przeboleć tego misz-maszu. Jedyne co mogę zrobić to zaprogramować odtwarzacz CD, aby pomijał nielubiane przeze mnie utwory. Na miejscu CoS wydałbym raczej trzy wydawnictwa typu Extended Play, powiązane być może tytułem w postać trylogii, jednak różnorodne stylistycznie. I wtedy wszystko działa jak natura chciała.

Lista utworów:

1. Bluebird
2. Prince of the City’s Lights
3. Cat’s Grin
4. The Bridge of Ashes
5. In Your Blood
6. Golden Lullaby
7. Ritual Fire Dance
8. Black Flowers
9. A Million As One
10.Geisha Out of Dreams
11.Sapphire Sun
12.Night in White Satin

Długość: 65:07

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz