BLOG POŚWIĘCONY MUZYCE DOOM METALOWEJ. RECENZJE. HISTORIA. NOWE TRENDY.








Szanowni Czytelnicy

Riders of Endtime poświęcony jest muzyce doom metalowej, ale postrzeganej raczej przez wymiar jej współczesnych, ekstremalnych gatunków. Blogi wyrażają preferencje, opinie i poglądy ich autorów. Dlatego też nie ukrywam, że dobór treści jest subiektywny, a może i tendencyjny. Ze względu na muzyczne zainteresowania, będę ciążył w kierunku nieco bardziej "abrazyjnych" podgatunków pozbawionego nadziei (ale nie beznadziejnego) metalu. Wczesny death/doom, muzyczna ekstrema drone/doom oraz koktajl zagłady z błotem, głównie z okolic Nowego Orleanu to tematyka kluczowa dla bloga.

Skupiam się głównie na recenzjach, staram się w kilku słowach przekonać do lub odradzić zapoznanie się z wybranym wydawnictwem. Poprzez odkrywanie, publikowanie, zachęcanie staram się przekonać, że doom metalu warto słuchać. Że mimo ograniczonego zasięgu i grona słuchaczy, warto odnaleźć w tym gatunku mrocznej sztuki czegoś dla siebie.


Krzysztof Koper, urai






niedziela, 28 lutego 2010

EyeHateGod - Confederacy of Ruined Lives


(CD, Century Media, 2000)

A gdyby ktoś kazał wam narysować nienawiść? Muszę przyznać, że to trudne zadanie, wymagające nie lada wyobraźni. To nie to co Śmierć, której wizerunki przedstawiano w każdej kulturze i w każdym czasie. A gdyby ktoś celowo utrudnił sobie zadanie, upierając się przedstawić nienawiść nie graficznie, a muzycznie? Powiem, że byłby niezłym spryciarzem, bo wykpiłby się bardzo prostym zabiegiem – stwierdziłby rzeczowo, że od wielu lat robią to panowie z EyeHateGod. I dodałby jeszcze, że robią to doskonale, siejąc spustoszenie w umysłach odważnych amatorów mocnego uderzenia rodem z Nowego Orleanu.

Zrobili to doskonale zarówno na oficjalnym debiucie In the Name of Suffering, jak i na każdej kolejnej płycie, łącznie z opisywaną tutaj, czwartą i jak na razie ostatnią, wydaną po kilku latach milczenia Confederacy of Ruined Lives. Zresztą po niej faktycznie zapadło w obozie EHG milczenie, jako że drogi muzyków rozeszły się po jej wydaniu na kolejnych kilka lat, aż do roku 2005, w którym to huragan Katrina spustoszył Big Easy, kolebkę jazzu i frywolnych karnawałów.

Co usłyszymy po wciśnięciu przycisku „play”? Klasyczne, soczyste, sabbathowe riffy przystosowane do kryteriów sludgecore’owych – melodie, które wpadają w ucho już za pierwszym razem, do tego nieco kozacka perkusja, obrzydliwy skrzek Mike’a Williamsa i wszechobecny jazgot i wycie gitar, łączący poszczególne motywy, a nawet będący podstawą utworu, jak w .0001%. Czym to tłumaczyć? Być może to strach przed ciszą, atawistyczne uczucie identyczne jak to towarzyszące uzależnieniom w postaci głodu narkotycznego… Nawiasem mówiąc, chłopaki z EHG zawsze mieli problemy z prawem i używkami…

Dużo może nam powiedzieć okładka płyty. Przypomina wyklejanki tworzone przez psychotycznych morderców, ołtarzyki układane przez nawiedzonych meksykańskich speców od rozwałki. Można powiedzieć o Confederacy… – ścieżka dźwiękowa do filmu o najsłynniejszych amerykańskich szlakach przerzutu dragów. Mroczna płyta, ale to nie mrok ponurych zamczysk i zapomnianych lochów, raczej zatęchłych więzień, śmierdzących melin i dusznych bagien.

Jeden duży plus w stosunku do poprednich wydawnictw EHG - nagranie na krążku jest czyste, wyraźne, już nie „garażowe”, nie dudni rozłażącymi się basami i nie charczy niefiltrowanymi wysokimi rejestrami. A jednak zachowuje stary klimat – pewnie dlatego polecam tym, którzy jeszcze EHG nie słuchali, rozpoczęcie przygody z królami sludge/doom właśnie od Confederacy of Ruined Lives.


Lista utworów:

1. Revelation/Revolution
2. Blood Money
3. Jack Ass in the Will of God
4. Self Medication Blues
5. The Concussion Machine Process
6. Inferior and Full of Anxiety
7. .0001%
8. 99 Miles of Bad Road
9. Last Year (She Wanted a Doll House)
10.Corruption Scheme


Długość: 40:19

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz